poniedziałek, 22 lutego 2016

traktat

UK potrzebuje UE jako choćby „tylko” rynku zbytu na swe „produkty” finansowe. Przecież gospodarka UK to jest dziś właściwie już tylko „przemysł” finansowy, czy tzw. City (of London). Wystarczy więc nałożyć restrykcje na handel UE z owym City, a UK będzie wręcz żebrać o łaskawość Unii. Jakkolwiek zabrzmi to pewnie obrzydliwie egoistycznie, dla mnie to akurat ma zasadnicze znaczenia, czy chodzi o Polaków już mieszkających w UK, czy dopiero wybierających się tu kiedyś, ewentualnie. Po prostu od 10 lat mieszkam w Wielkiej Brytanii. Wiem, lepiej bym wypadł gdybym upominał się o polski naród, a najlepiej o całą ludzkość...
Polacy przyjeżdżali już na Wyspy na różnych zasadach. Te się zmieniały i będą zmieniać. Przybyli po wojnie i jeszcze w latach późniejszych znacznie łatwiej mogli np. kupić dom, bo nieruchomości były bez porównania tańsze, a kredyty hipoteczne bardziej dostępne. Też można by podnieść larum: "A czemu dzisiaj Polakowi (oczywiście nie tylko Polakowi) o wiele trudniej kupić nieruchomość, skoro kiedyś było łatwiej. Pewniedyskryminacja. Pewnie znów ktoś nas sprzedał!" Rzecz jasna to nonsens. Za rok, pięć, czy 10 lat emigranci będą przyjeżdżać na Wyspy jeszcze na innych zasadach i zastaną inne warunki do życia. Nie da się tego ustalić raz na zawsze żadnymi traktatami. A niech się jeszcze, uchowaj Boże, znów trafi jakiś kryzys lub co gorsze - wojna.
A wystarczy przypomnieć okres przed wejściem Polsii do UE, gdy nie mieliśmy prawa nawet do legalnej pracy, nie mówiąc o jakimkolwiek "socjalu". I zastanawiam się czasem, czy wtedy przypadkiem kochani rodacy nie narzekali na "Angoli" nieco mniej mniej niż niektórzy obecnie. Pomimo korzystania z pełni praw, a przynajmniej ze sporej ich części. Gdy tak tego biadolenia posłuchać, to można dojść do wniosku, że wielu nieszczęśników podstępnie porwano z ukochanej Polski, przywieziono tutaj siłą i zmuszono do pracy oraz pobierania "benefitów". W tym pełnym absurdów kraju, gdzie jest obrzydliwe jedzenie (Bogu dzięki polski sklepik za każdym rogiem), lekarze na wszystko zalecają paracetamol, a w koledżach panuje poziom polskiego przedszkola. I w ogóle, 3/4 tutejszych przedsiębiorstw już dawno w Polsce zamknąłby SENEPID lub Inspekcja Pracy. Sorry, ale takiego stękania słucham na tyle często, że mam powody uważać, iż pewien odstetek naszej nacji (obawiam się niemały) zawsze będzie narzekać, czuć się dykryminowany i mieć do wszystkich pretensje.